Z pojęciem ciemności często wiążę się inne pojęcie: dezorientacji. W ciemnościach człowiek może łatwo pomylić drogę, zjeść na niewłaściwą ścieżkę, łatwo może też pomylić pewne rzeczy, gdyż ich dobrze nie widzi. Doświadczenie nocy duchowej łatwo pomylić z depresja, grzechem czy duchowym zniechęceniem, a przecież jest ona łaską, czyli w skrócie darem Bożym. Bóg wie, co robi, wie, jak nas przeprowadzić przez te noc, problem jednak w tym, że my nie wiemy, co wtedy robić i dlatego łatwo możemy popaść w zwątpienie, zwłaszcza, że jest przy nas nieustannie demon, którego głównym zadaniem będzie nas oszukać, wmówić nam lęk i popchnąć w otchłań zwątpienia i rozpaczy.
A będzie miał ułatwione zadanie, gdyż noc zmysłów jest czasem, w którym dusza będzie odczuwać wielkie udręki. Będzie wszystko przeżywać mocniej i głębiej, jej wrażliwość stanie się bardziej wyczulona, a przez to bardziej podatna na różne napięcia. Niepokój spowoduje też to, że nasze uczucia zaczną wariować i będą chciały zakłócić nasz rozsądek i zdrową ocenę rzeczywistości. „W czasie tej bowiem nocy, przeprowadza Bóg zmianę, przenosząc duszę z życia zmysłowego do bardziej duchowego, tj. z rozmyślania do kontemplacji, na skutek czego nie może się on w rzeczach Bożych posługiwać Swoimi władzami,” - św. Jan od Krzyża. Podkreślę tutaj to słowo: przenosi, to znaczy stawia na innym poziomie, w innym lepszy, miejscu. To tak jakby ktoś przeszedł do twojego mieszkania, w bloku czy na osiedlu i zaczął pakować twoje rzeczy, gdyż ma dla ciebie, chce ci dać za darmo piękną willę z basenem, polem golfowym i Ferrari w garażu. Fajna perspektywa, ale niezbyt komfortowa dla ciebie, bo ty się już przyzwyczaiłeś do swego domku, dobrze ci w nim i nie chce ci się pakować, bo to meczące, a to już za stara jesteś na to, itd.
Bóg jednak chce w relacji z tobą czegoś więcej, chce głębiej i mocniej zjednoczyć się z tobą, chce wyrwać cię z nędzy tego zmysłowego świata i przenieść na poziom doświadczenia Go w akcie kontemplacji. A czym jest kontemplacja? PRZYLGNIĘCIEM DO BOGA, podczas gdy rozmyślanie jest tylko szukaniem ZROZUMIENIA GO. Rozmyślanie to coś w rodzaju picia kawy i rozmowy z ukochaną osobą, kontemplacja zaś to bycie w ramionach osoby ukochanej. Bóg chce mieć nas w swoich ramionach i dlatego postanawia nas przyprowadzić do siebie jak najbliżej. Bóg nie chce mieć tylko relacji na odległość, On chce twojej bliskości. A na drodze tej bliskości stoi wiele przeszkód, z których większość oparta jest na doznaniach zmysłowych, które są jak blaski lamp, odciągających naszą uwagę od tego, co najważniejsze. Dlatego Bóg musi usunąć je z naszych oczu, a jak je najlepiej usunąć? Po prostu je wyłączając. To będzie nas denerwować, to doświadczenie będzie rodzić sprzeciw w nas, w naszej ludzkiej, egoistycznej naturze, która oczywiście uznaje Pana Boga, lecz często gloryfikuje siebie. Wyobraź sobie, że twoje dziecko ma w ręku dużą paczkę cukierków i nic innego, tylko pałaszuje te cukierki. Jako rodzic, twój pierwszy odruch to: zabrać cukierki i dać np. kanapkę z szynka i pomidorem, która jest zdrowsza, a zamiast słodkiej Coli, czarną lub miętową herbatę. Ty wiesz, że jest to zdrowe, ale twoje dziecko nie wie, albo nie chce tego uznać, bo jemu smakowały cukierki i chce nadal je mieć. Gdy Bóg odbiera to, co nam wydawało się dobre, ponieważ chce dać nam lepsze, my często nie zgadzamy się z tymi i w postawie buntu lub zagubienia możemy odrzucić Boga i wpakować się w jeszcze gorsze grzechy czy nałogi. Św. Jan od Krzyża pisze, że dusze takie martwią się nie z powodu oschłości, jakich doznają, ile z obawy, że się zgubiły na drodze Bożej, że utraciły dobro duchowe i ze je Bóg opuścił, skoro nie znajdują w rzeczy dobrej żadnego oparcia (czy smaku). Męczą się wtedy i usiłują, jak to zwykły przedtem czynić, zająć swe władze jakimiś upodobaniem. Sądzą, że gdyby tego nie czyniły i nie pracowały, nic nie czynią. Czyli w skrócie muszę zawsze coś robić, nie ma czasu na zatrzymanie się, musi ciągle być jakaś duchowa aktywność, która oparta jest tak naprawdę na kim? Na Bogu czy na mnie? Dla kogo tak naprawdę jest moje duchowe życie? Dla mnie czy dla Pana? Czy jestem w stanie nic duchowo nie czynić sam z siebie, tylko pozwolić się prowadzić Panu? Czy ważniejsze dla mnie jest jakieś dobro duchowe, którego boję się utracić czy Pan Bóg, od którego wszystko w moim życiu zależy? Cukierek czy mama, która mi go zabiera dla mojego dobra? Dlatego czasem Bóg zakręci kurek radości duchowej, pokoju, harmonii a da nam odczuć oschłość, która sprawi ze modlitwa i inne duchowe praktyki stracą swój blask, że zamiast radości z ich wypełniania przyjdzie frustracja, dołujący brak sensu, że będą słowa typu: Bóg do mnie już nie mówi na adoracji, że skończy się wiara oazowo-gitarowa, śmiechy, chichy, belgijki tańczone na pielgrzymkach, z przyjdzie szarzyzna i trud, gdzie odmówienie różańca będzie jak wejście na Mt. Everest, a otwarcie Pisma Świętego jak otwarcie ciężkich drzwi pancernych od sejfu. Wtedy może się wydawać nam, że mamy depresje, co jest nieprawdą i wielką pułapką.
Różnice pomiędzy „ciemną nocą duszy”, a depresja są znaczące. Ciemna noc duszy jest przede wszystkim doświadczeniem duchowym danym nam od Boga, jest Jego łaską, zaproszeniem do głębszej z Nim relacji.
Depresja jest doświadczeniem psychicznym, nie mającym nic wspólnego z Bogiem, nie jest Jego działaniem, gdyż przeczyłoby Jego prawdziwej istocie, jaka jest miłość i pragnienie dobra człowieka. Ciemna noc duszy przybliża nas do Boga, nie przeszkadza też kochać innych ludzi, skupiać się na pracy z nimi. Depresja oddala od Boga i alienuje od ludzi. Ciemna noc duszy pomaga człowiekowi stawiać czoła codziennemu życiu, zmagać się o lepsze życie, podczas gdy deprecha odbiera chęć do zmagania i dbania o dobre, piękniejsze życie. Depresja jest często związana z melancholią i użalaniem się nad sobą, noc duszy nie ma w tym nic wspólnego. Obie te rzeczywistości łączy na prawdę wiele: uczucie własnej bezsilności, bezbronności i nagości, samotności i wyobcowania, opuszczenia. Ludzie czują się bezwartościowi wewnętrznie odwróceni, winni i grzeszni, pełni leku, beznadziei i bezsensu. Są jednak różnice, które człowiek powinien wyłapać, dobrze rozeznając swego ducha, by właściwie ocenić to, co się z nim i w nim dzieje. Poczucie własnej słabości i grzeszności jest tutaj bardzo ważne, lecz nie zapominajmy, że może ono stać się polem działania pokusy, która popchnie nas do zwątpienia. Stąd bardzo ważne jest być wiernym Bogu w modlitwie i korzystaniu z sakramentów, zwłaszcza spowiedzi. Pamiętajmy po co jest w naszym życiu duchowym to doświadczenie ciemnej nocy. Ono ma oczyścić nasze wnętrze, nasze wyobrażenie o Bogu, nasze używanie Boga do własnych celów, pudrowanie Bogiem naszej duchowej cery, by ukryć zmarszczki błędów i słabości, a przez to nas samych, nie Pana Boga, pokazać w lepszym świetle. Chodzi o to, powiedzielibyśmy słowami św. Jan Chrzciciela, by on się wywyższał a ja umniejszał. Przejście przez noc ma nas wprowadzić w perspektywę nowego poranka, sprawić byśmy zobaczyli Boga i nas samych w innym świetle. Do tego potrzeba nam tego trudnego doświadczenia, w którym przeżywamy oschłość, brak duchowej radości i tęsknotę za Bogiem. Te trzy rzeczy są bardzo ważne i pomagają rozpoznać w jakim stanie znajduje się nasza dusza, czy jest to zwątpienie, obojętność, grzech, czy rzeczywiście przeżywamy ciemną noc duszy. Omówimy je na koniec.
Powiedzieliśmy, że oschłość jest doświadczeniem duchowym, w którym praktyki duchowe nie smakują nam tak jak wcześniej. Oschłość łatwo pomylić z obojętnością duchową, gdyż na poziomie uczuć są bardzo podobne. Różnica jednak tkwi w motywacji, we właściwej intencji serca. Człowiek, oschły to człowiek, który dalej się modli. Gdy przychodzi oschłość nie rezygnuje z praktyk duchowych, tylko dalej modli się, choć nic w sobie nie czuje, choć musi się przełamywać, choć mdła mu się wydaje ta modlitwa. Zależy mu! Podobny jest do człowieka, które je mdłą zupę. Nie smakuje mu ona, lecz pomimo to zmusza się do jedzenia, gdyż jest to jedyny pokarm, który ma i który utrzymuje go przy życiu. Człowiek obojętny to ten, który świadomie odrzuca modlitwę i praktyki duchowe, choć ma siły i wszelkie predyspozycje, by się modlić. Jemu nie zależy by się modlić. Podobny jest do człowieka, który ma przed sobą jedzenie, ale nie pasuje mu ono, zaczyna wybrzydzać, co powoduje duchowy głód i w końcu duchową śmierć. A zatem łatwo rozpoznać, że człowiekowi obojętnemu duchowo nie zależy na Panu, temu zaś, który przechodzi noc ciemna zależy pomimo tego, że wszystko w nim suche jak pustynia i ciemne jak noc.
Kolejną ważną rzeczywistością jest brak duchowej radości. Przechodzę przez noc ciemną więc ogarnia mnie smutek, gdyż wiara przestaje mnie cieszyć, fascynować, zadowalać. Taka wydaje się duchowa stagnacja. Modlę się dalej, adoruję, spowiadam, przyjmuję Komunię Świętą, lecz nie odczuwam takiej radości jak wcześniej. Powiedz mi: czy zawsze się do wszystkich uśmiechasz? Czy chodzisz 24 h zadowolony i spełniony? Czy zawsze z radością przyjmujesz każdy problem i cierpienie? Nie! A zatem tak samo w życiu duchowym; kto powiedział ci, że modlitwa ma być nieustająca ekstaza, że masz lewitować i wznosić się pod sklepienie świątyni czasie każdej Eucharystii? W życiu duchowym liczy się przede wszystkim co? Dwie rzeczy: WIERNOSC i WYTRWALOSC, a te nie zależą tylko od twojego dobrego samopoczucia, lecz od tego jak pojmujesz relacje z Bogiem. Jeżeli pojmujesz ją jako spacer w chmurach, to łatwej się zniechęcisz, bo jak Bóg zabierze radość, a w pewnym momencie zabierze, to rozwali ci się cały twój duchowy świat. Bo to właśnie wtedy okaże się co było najważniejsze: moje dobre duchowe samopoczucie, czy moja wieź z Panem Bogiem. Ktoś kiedyś porównał nasze życie duchowe do dwóch ewangelicznych gór: TABORU i GOLGOTY. Raz jesteśmy na Taborze, pełni ekscytacji i radości, bo widzimy pięknego Jezusa w lśniących szatach, ale potem jesteśmy na Golgocie, gdzie widzimy naszego Pana przybitego do krzyża, zmasakrowanego, umierającego. I ta i tamta góra jest ważna nie możemy naszego duchowego życia budować tylko na radości, uciekając od smutku. Tutaj uważać trzeba na grzech zaniedbania, który jest główną pułapką. Może się okazać, że wiara przestała nas cieszyć, bo coś innego lub ktoś inny stał się dla nas ważniejszy niż Pan Bóg. Nasza radość przeszła na osobę, rzecz, aktywność, które nie maja nic wspólnego z Panem Bogiem. Na przykład: nie przechodzisz nocy duszy, jeżeli zamiast adorować Najświętszy Sakrament, ty adorujesz ekran twojego smartfona, lub jeżeli zamiast szukać towarzystwa Pana Boga, ty pragniesz towarzystwa innej osoby, z którą gadasz dziesiątki a może i setki minut o pierdołach lub obgadujesz innych, a dla Boga na rozmowę nie znajdujesz nawet kilku minut dziennie. Przykładów można by tu mnożyć. Ciągły brak zadowolenia może być też oznaka depresji. Może się tak stać, jeżeli zabraknie tego trzeciego etapu. TĘSKNOTY za Bogiem. Niepokój ciemnej nocy duszy, jeżeli jest dobrze przeżywany powinien prowadzić do prawdziwej i głębokiej tęsknoty za Bogiem. Tylko ten za Nim nie tęskni dla kogo On stał się obojętny, dla grzesznika, któremu bardziej zależy na sobie niż na zaspokajaniu pragnienia Boga, pragnienia Jego miłości, Jeżeli prawdziwie tęsknisz za Panem Bogiem, jeżeli twoja dusza schnie z tęsknoty za Nim, to jesteś już bardzo blisko spotkania z Nim, tej kontemplacji, o której mówiliśmy. Ta twoja tęsknota będzie przyzywać Bożej obecności, która kiedyś w końcu odpowie i nawiedzi cię, napełniając serce światłością, miłością, pocieszeniem! Kiedy to się stanie, zależy od Boga, lecz również od ciebie, od tego czy się nie poddasz, nie stracisz cierpliwości, nie odwrócisz wzroku duszy ku czemuś innemu. Czasem życie duchowe podobne jest do poczekalni. Siedzisz na krześle i czekasz na swoją kolej, na moment, aż ktoś wyjdzie i cię zawoła. Nie wiesz, ile będziesz czekał, ale wiesz jedno, że skoro tu jesteś, to na pewno cię przyjmą. Wielu ludzi, znużonych czekaniem odchodzi, przez co traci możliwość spotkania się z lekarzem czy prawnikiem, itp. Sami sobie komplikują życie, bo skoro dziś nie załatwiałem z powodu mojej niecierpliwość, to będę tu musiał przyjść jeszcze raz i stracić więcej czasu niż było trzeba. Ciemną noc duszy, doświadczenie oschłości przeżywać będziemy do momentu aż dokona się nasze całkowite oczyszczenie, gdy zniknie to wszystko, co przeszkadza nam w naszej relacji z Bogiem, kiedy Bóg uzna, ze jesteśmy gotowi do szczególnej z Nim relacji.
Poczekania Matki Teresy z Kalkuty trwała 55 lat; tyle czekała przed Bożym gabinetem, ale nie wyszła dzięki czemu jest świętą! Ty też nie odchodź od Boga w momencie próby, gdy w twoim wnętrzu będzie noc. Nie trać z oczu Boga, miej kompas wierności i wytrwałości skierowany ku Niemu a nawet jeżeli Go nie widzisz, nawet jeżeli nie widzisz celu, to mając kompas wciąż znasz drogę, którą możesz kroczyć.
Wiesz, co jest tym kompasem? Modlitwa, sakramenty, Słowo Boże. ROZEZNANIE to trzymaj a nie zginiesz, lecz przejdziesz każdą noc duszy.