Łatwo zatrzymać się na powierzchownej warstwie Słowa Bożego. Zachwyca nas jego piękno, słuchamy go z zachwytem, z respektem podchodzimy do Pisma Świętego, które przecież w końcu jest słowem samego Boga. W tym słowie objawia się sam Bóg, objawia się nam po to, by przemieniać nas wewnętrznie. Każdego dnia Bóg szepcze do moich uszu swoje słowa w nadziei, że zacznę Go słuchać i wcielać w życie to, co do mnie mówi. Jezus przyszedł do Nazaretu z tą samą misją i tym samym słowem, którym przemawiał do innych. Nie przyszedł, żeby pochwalić się swoją elokwencją i retoryką, lecz by wyjaśnić ludziom prawdę Bożą. Na początku wydaje się wszystko szło dobrze, ludzie słuchali ze zdumieniem, lecz ze zdumienia przeszli w zwątpienie, a w końcu w czynny opór, który doprowadził do chęci zabicia Syna Bożego. Co się stało z tymi ludźmi? Dotknęła ich prawda, którą powiedział im Jezus, bolesna prawda o stanie ich dusz, dalekim od Bożego upodobania. Zastanawiam się dlaczego my, którzy słyszymy każdego dnia Sowo Boże, tak łatwo potem zabijamy w sobie Jezusa, depczemy Jego laskę? Przecież zachwyca nas to Słowo, czytamy je w Biblii, może chodzimy na Grupę Biblijną? A może my tylko słuchamy Jezusa, podczas gdy On pragnie czegoś więcej, pragnie byśmy Mu zaufali i poszli za Nim. Z Ewangelii wiemy, że liczne tłumy szły za Jezusem, lecz nikt nie mówi tam o ludziach z Nazaretu. A przecież to oni najlepiej znali Jezusa, oni najbardziej doświadczyli Jego łaski i obecności, w końcu żył pośród nich przez trzydzieści lat swego życia. Czy można być najbliżej Jezusa i jednocześnie nie mieć z Nim żadnej relacji? Można i dzieje się tak najczęściej w życiu nas, wierzących, którzy wiarę mamy wszczepioną w nas już od chrztu świętego. Wszczepioną nie oznacza jednak rozwiniętą. Wiara jak słyszymy w liście do Rzymian, rozdz.10 rodzi się ze słuchania: Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. Ale jest to słowo wiary, którą głosimy. Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia. Widzimy jednak, że wiara na słuchaniu się nie kończy. Słuchanie ma prowadzić do przyjęcia wiary, a na końcu do dania o niej świadectwa własnym życiem. Słuchanie to pierwszy krok, który ma otworzyć drogę do działania, do konkretnych czynów, do przemiany serca i do dania świadectwa innym. Mówi o tym św. Jakub w rozdziale 1 swojego listu: Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo. Oszukiwanie siebie polega na sprzeczności między wiarą a życiem, wiarą opartą na Słowie Bożym, które się słyszy, a którego się nie wypełnia. Takie słuchanie jest stratą czasu dla mnie i dla Jezusa, który poświęca się dla mnie. Jezus nie potrzebuje mojego przytakiwania i zachwytu nad Jego mądrością, lecz nawrócenia i poprawy życia. Wiara bowiem nie polega na podniecaniu się mądrością Jezusa, Jego mocą, lecz na korzystaniu z tej mądrości i mocy w codziennym życiu po to, by stawać się lepszym człowiekiem. Jeśli z nich nie korzystam, to moja wiara staje się nieszczera i obłudna, gdyż mówię, że jestem chrześcijaninem, lecz tak naprawdę nie mam nic wspólnego z Bogiem, jestem tylko Jego fanem, a nie kimś Mu najbliższym.
Ojciec Marcin Cwierz, OSPPE